Uncut Gems (2019)
Oglądając "Nieoszlifowane diamenty" miałem mocne poczucie deja vu. Tego bohatera już kiedyś widziałem. Jego sposób na życie wydał mi się znajomy. I wtedy przypomniałem sobie, że przecież nie jest to pierwszy film braci Safdie, który widziałem. Pierwszym był "Good Time". Przypomniawszy sobie ten film, wszystko stało się dla mnie jasne.
Howard Ratner z "Nieoszlifowanych diamentów" to nic innego, jak reinkarnacja Conniego Niklasa z "Good Time". Bracia Safdie znów więc opowiadają o życiowym nieudaczniku, który przecież ma wszelkie zadatki, by być kimś. Jest pomysłowy i obrotny. Howard jak Connie nieustannie musi radzić sobie z problemami i czyni to tak samo jak bohater "Good Time": ograniczając się wyłącznie do chwili obecnej, bez patrzenia na konsekwencje, bez refleksji, jak zmienić sytuację, by podobne problemy w ogóle mu się nie przytrafiały.
Oba filmy łączy również podobna stylistyka. Jest więc niezwykle dynamicznie i bardzo efekciarsko. Ponownie bohatera otacza cały tabun barwnych postaci drugiego planu tworzący chaotyczny wir zdarzeń niosących Howarda od jednego problemu do następnego.
"Nieoszlifowane diamenty" oceniam jednak nieco wyżej niż "Good Time". Tym razem przynajmniej wydało mi się, że za sposobem prowadzenia narracji kryje się jakaś metoda, że ten film jest jak jego bohater: rozedrgany, w ciągłym ruchu, chaotycznie dynamiczny, pędzący na złamanie karku, jakby bracia reżyserzy samą formą chcieli nam pokazać, z kim mamy do czynienia. I to się sprawdza. Rozum mówił mi, że oto oglądam mistrzowską reżyserką robotę. Ale serce odrzucało to, ponieważ główny bohater tak bardzo grał mi na nerwach, że miałem go serdecznie dość (a to przekładało się na mój stosunek do całego filmu).
Connie Niklas wydał mi się milszą postacią. Jednak przy całej sympatii do Roberta Pattinsona, który w "Good Time" spisał się dobrze, to Adam Sandler jest po prostu rewelacyjny. Howard Ratner jest jedną z najlepszych, jeśli w ogóle nie najlepszą, rolą w całej jego karierze. To kreacja brawurowa, energetyczna. Widać, że Sandler przed kamerą dał z siebie wszystko. Nagrody i nominacje, jakie zdobył, są w pełni zasłużone.
Ocena: 6
Howard Ratner z "Nieoszlifowanych diamentów" to nic innego, jak reinkarnacja Conniego Niklasa z "Good Time". Bracia Safdie znów więc opowiadają o życiowym nieudaczniku, który przecież ma wszelkie zadatki, by być kimś. Jest pomysłowy i obrotny. Howard jak Connie nieustannie musi radzić sobie z problemami i czyni to tak samo jak bohater "Good Time": ograniczając się wyłącznie do chwili obecnej, bez patrzenia na konsekwencje, bez refleksji, jak zmienić sytuację, by podobne problemy w ogóle mu się nie przytrafiały.
Oba filmy łączy również podobna stylistyka. Jest więc niezwykle dynamicznie i bardzo efekciarsko. Ponownie bohatera otacza cały tabun barwnych postaci drugiego planu tworzący chaotyczny wir zdarzeń niosących Howarda od jednego problemu do następnego.
"Nieoszlifowane diamenty" oceniam jednak nieco wyżej niż "Good Time". Tym razem przynajmniej wydało mi się, że za sposobem prowadzenia narracji kryje się jakaś metoda, że ten film jest jak jego bohater: rozedrgany, w ciągłym ruchu, chaotycznie dynamiczny, pędzący na złamanie karku, jakby bracia reżyserzy samą formą chcieli nam pokazać, z kim mamy do czynienia. I to się sprawdza. Rozum mówił mi, że oto oglądam mistrzowską reżyserką robotę. Ale serce odrzucało to, ponieważ główny bohater tak bardzo grał mi na nerwach, że miałem go serdecznie dość (a to przekładało się na mój stosunek do całego filmu).
Connie Niklas wydał mi się milszą postacią. Jednak przy całej sympatii do Roberta Pattinsona, który w "Good Time" spisał się dobrze, to Adam Sandler jest po prostu rewelacyjny. Howard Ratner jest jedną z najlepszych, jeśli w ogóle nie najlepszą, rolą w całej jego karierze. To kreacja brawurowa, energetyczna. Widać, że Sandler przed kamerą dał z siebie wszystko. Nagrody i nominacje, jakie zdobył, są w pełni zasłużone.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz