Colette (2018)
"Colette" to wcześniejszy niż "Ptak, który zwiastował trzęsienie ziemi" film Washa Westmorelanda, który ja jednak obejrzał później. Dzięki temu niesmak, jaki tamten obraz pozostawił po sobie, został zmyty. Choć reżyserowi nie udało się wyjść poza ramy poprawnie skonstruowanego filmu kostiumowego.
W tym przypadku jest to niestety wada. A wszystko przez fakt, że bohaterami opowieści są ludzie, którzy w dzisiejszych czasach uznani zostaliby za niekonwencjonalnych, a na przełomie XIX i XX wieku w wielu krajach Europy byliby po prostu kryminalistami. Są tu zdrady małżeńskie popełniane przez obojga. W końcu on znalazł u swego boku młodszą kobietę, a ona bogatą rozwódkę. Jednocześnie przez wiele lat ich związek oparty był na miłości, a do tego również miał charakter zawodowy. Ona pisała popularne powieści, on firmował je swoim nazwiskiem.
To prawdziwie fascynujący obraz zawikłanych relacji, dekadencji, rewolucji seksualnej. Niestety w rękach reżysera zostało z tego niewiele poza barwnymi anegdotkami, które nadają pewnej lekkości dość sztywnej formule kina kostiumowego. Westmoreland zamiast bowiem klimatu paryskiej bohemy tworzy klasyczną kostiumową opowieść w realiach wiktoriańskich. Nie pasuje to ani do bohaterów ani do opowiadanej historii. "Colette" z fascynującego obrazu wyjątkowej kobiety zmienia się w typową biografię historyczną.
Owszem, ogląda się to przyjemnie. Jest jednak zbyt płytkie jak na potencjał, jaki tkwił w bohaterach.
Ocena: 6
W tym przypadku jest to niestety wada. A wszystko przez fakt, że bohaterami opowieści są ludzie, którzy w dzisiejszych czasach uznani zostaliby za niekonwencjonalnych, a na przełomie XIX i XX wieku w wielu krajach Europy byliby po prostu kryminalistami. Są tu zdrady małżeńskie popełniane przez obojga. W końcu on znalazł u swego boku młodszą kobietę, a ona bogatą rozwódkę. Jednocześnie przez wiele lat ich związek oparty był na miłości, a do tego również miał charakter zawodowy. Ona pisała popularne powieści, on firmował je swoim nazwiskiem.
To prawdziwie fascynujący obraz zawikłanych relacji, dekadencji, rewolucji seksualnej. Niestety w rękach reżysera zostało z tego niewiele poza barwnymi anegdotkami, które nadają pewnej lekkości dość sztywnej formule kina kostiumowego. Westmoreland zamiast bowiem klimatu paryskiej bohemy tworzy klasyczną kostiumową opowieść w realiach wiktoriańskich. Nie pasuje to ani do bohaterów ani do opowiadanej historii. "Colette" z fascynującego obrazu wyjątkowej kobiety zmienia się w typową biografię historyczną.
Owszem, ogląda się to przyjemnie. Jest jednak zbyt płytkie jak na potencjał, jaki tkwił w bohaterach.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz