Post mortem (2020)

Miłe złego początki. Pierwsza połowa "Post mortem" wciągnęła mnie. Spodobał mi się klimat, jaki buduje Péter Bergendy. Oto mamy człowieka, który umarł i ożył. Oto mamy wioskę, w której martwi zajmują tę samą przestrzeń co żywi - dosłownie i w przenośni. Do tego dochodzi sama idea pośmiertnej fotografii, która jest dość creepy i trudno uwierzyć, że kiedyś była na nią moda. W "Post mortem" reżyser buduje świat pomiędzy, zmieszanych szarości, nieostrych granic, przenikających się fascynacji i strachu.



Film na tyle mnie wciągnął, że nawet kiepskie (raczej: śmieszne) efekty specjalne nie były w stanie zmniejszyć mojego zainteresowania. To, co niestety to uczyniło, to sama historia. Im dłużej trwał film, tym oczywistsze stawało się dla mnie, że niewiele jest historii w tej fabule. Więcej przestrzeni zajmują dziury, których reżyser nie maskuje, po prostu ignoruje ich obecność.

Nie zrozumiałem, dlaczego Tomás w ogóle jest konieczny w tej opowieści, skoro nie jest jedyną osobą zmarłą przywróconą do życia. Nie pojmuję, dlaczego cienie zachowywały się tak, jak się zachowywały, jeśli ich potrzeba była banalna. I dlaczego zwykła śmierć kogokolwiek im tego nie dawała. Nie ma żadnego powodu, dla którego Tomás i Anna powinni być ze sobą mistycznie połączeniu. A nawet jeśli, to nie udało się reżyserowi pokazać, dlaczego jest to więź tak istotna, że przez 1/3 filmu nie robił nic innego, tylko ją podkreślał, pokazywał, opowiadał o niej.

"Post mortem" koniec końców okazał się filmem idiotycznym, którego jedynym atutem jest nieźle budowany klimat. Niestety rozwiewa się, kiedy zdajesz sobie sprawę, że nic więcej tu nie ma.

Spore rozczarowanie. I pomyśleć, że ładnych parę lat temu Péter Bergendy zachwycił mnie również osadzonym w przeszłości filmem "Egzamin".

Ocena: 3

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)