Seriale 2019
Brooklyn 9-9 (sezon 5)
Ocena: 8
Miła niespodzianka na koniec roku. Czwarty sezon "Brooklyn 9-9" mocno mnie rozczarował, przez co długo odwlekałem sięgnięcie po sezon piąty. Ba, rozważałem nawet w ogóle zrezygnowanie z tego serialu. W końcu jest tyle tytułów, które powinienem obejrzeć, a których jeszcze nie tknąłem. Na szczęście odważyłem się i zupełnie tego nie żałuję. Co prawda pierwsze odcinki nie zwiastowały miłej niespodzianki. Kiedy jednak Jake wrócił na posterunek, serial odzyskał dawną energię. Większość odcinków okazała się bardzo zabawna. Dzięki nim przypomniałem sobie, za co kocham "Brooklyn 9-9". Teraz pozostaje mi wierzyć, że twórcom starczy weny i energii na więcej niż jeden tak śmieszny sezon.
Dolina krzemowa (sezon 6)
Ocena: 7
Kiedy zaczynał się szósty sezon "Doliny krzemowej", nic nie wskazywało na to, że będzie on lepszy od piątego. Wydawało mi się, że twórcy już na stałe utknęli na poziomie solidnej średniej. Mniej w tym wszystkim było humoru, a absurd, który serwowano, wydawał się bardzo bliski życiu i to bez nadmiernego przerysowania. Co oczywiście było na swój sposób ciekawe, jednak brakowało w tym dodanej wartości rozrywkowej. Na szczęście finał wynagrodził wszystkie wcześniejsze niedostatki. Było zabawnie, gorzko, refleksyjnie. "Dolina krzemowa" może pochwalić się jednym z lepszych serialowych zakończeń.
Brytania (sezon 2)
Ocena: 7
Po wielkiej niespodziance, jaką był pierwszy sezon, bardzo liczyłem na kontynuację. Niestety sezon drugi nie do końca spełnił moje oczekiwania. Nie jest on już tak totalnie szalony, co pierwsza część. Co prawda od czasu do czasu wciąż pojawiają się świetne pomysły (jak scena z braćmi nowej partnerki Phelana lub odloty oddziału legionistów), ale jest tego dużo mniej. Drugi sezon oferuje za to więcej ponurego cynizmu i obserwacji pokazujących ironię ludzkiego żywota. Poza jednym wyjątkiem mocno zacierają się granice między pozytywnymi a negatywnymi postaciami. W zasadzie wszyscy główni gracze są równie źli z perspektywy szarego człowieka, a największymi nieszczęśnikami są ci, którzy stali się faworytami Fatum, bo oznacza to bycie pionkami w cudzej grze i odgrywanie z góry przypisanych ról przy zachowaniu wiary, że jest się kowalem własnego losu (Phelan i jego próba odkupienia wcześniejszych błędów, a także dno Jeziora Łez). Mimo pewnego zawodu, "Brytania" pozostaje jednym z ciekawszych seriali, jakie w ostatnim czasie widziałem. I mam nadzieję, że twórcom dane będzie kontynuowanie opowieści.
Klub Cuervos prezentuje: Ballada o Hugo Sánchezie
Ocena: 7
W przeciwieństwie do filmu o Potro, ten spin-off "Klubu Cuervos" udał się. Po części dlatego, że Hugo jest wdzięcznym bohaterem z tą swoją społeczną niezdarnością i problemami z byciem asertywnym. W dużej mierze jednak za sukces odpowiadają inni bohaterowie. Wątek z piłkarzami-wegetarianami, trener i jego nowa rodzina, matka Hugona. Nie było w tym wszystkim zbyt wiele miejsca na nudę. Pomogło również to, że odcinki nie są zbyt długie, a cały sezon jest dość krótki. Nie ma więc wodolejstwa i cała historia robi wrażenie spójnej i konsekwentnie opowiedzianej. Ma w sobie więcej życia niż trzeci sezon głównego serialu.
Archer (sezon 5)
Ocena: 8
Bohaterowie stanęli w tym sezonie przed zupełnie nowymi wyzwaniami, ale nie wpłynęło to na jakość scenariusza i śmieszność żartów. Piąty sezon to wciąż sarkastyczny humor najwyższej próby i cała masa absurdalnych problemów, które muszą rozwiązać bohaterowie. Serial ten pozostaje również jednym z nielicznych, które jestem w stanie binge-watchować.
Star Trek: Short Treks (sezon 1)
Ocena: 6
Podoba mi się pomysł na króciutkie historyjki osadzone w świecie "Star Treka". Natomiast nie do końca spodobał mi się wybór fabuł stanowiących pierwszy sezon. Z czterech opowieści tylko jedna, której bohaterem jest Mudd, uznaję za świetną. Dwie zaś, ponieważ są krótkie, wyglądają raczej jak sceny usunięte z odcinków "Discovery", ponieważ są jedynie podprowadzenie po to, co się działo w głównym serialu. Liczę, że w drugim sezonie zostanie to naprawione.
Klub Cuervos (sezon 3)
Ocena: 6
Serial utrzymał przyzwoity poziom. Widać, że twórcy jeszcze nie są zmęczeni i wciąż mają pomysły, które napędzają całość. Szkoda tylko, że tym razem zabrakło jakichś efekciarskich postaci. Ojciec bohaterów, którego losy w końcu poznajemy, zdecydowanie się do nich nie zalicza. Inni mają od czasu do czasu przebłyski ekscentryczności, ale poza relacją Hugo Sancheza i Carmela niewiele z tego na dłuższą metę zostaje. Ten serial to tylko przyjemna zapchajdziura i nic więcej.
Legion (sezon 3)
Ocena: 5
Ależ ten serial upadł! Aż trudno uwierzyć, że jego pierwsze odcinki wzbudziły mój wielki zachwyt. W trzecim sezonie niby jest kilka fajnych pomysłów i narracyjnych rozwiązań, jednak oglądając go, miałem wrażenie, że twórcy nie panują nad materiałem. A raczej, że mają go za mało. Kiedy bowiem spojrzeć na cały sezon trzeci, to okaże się, że tak naprawdę niewiele się w nim wydarzyło. Fabularnie jest w nim materiału ledwie na dwugodzinny film. Wszystko zostało więc maksymalnie rozwleczone, co w kilku miejsca zaowocowało ciekawymi rozwiązaniami, ale też dało kilka odcinków niemal w całości nadających się do kosza. Trzeci sezon "Legiona" jest straszliwie rozchwiany i bardzo nierówny. Ogólnie pozostawia po sobie niesmak. Nie tego spodziewałem się po pierwszym sezonie.
Wojownik (sezon 1)
Ocena: 7
Największa serialowa grzeszna przyjemność tego roku. I najlepsza od czasu "Brytanii". "Wojownik" ma wszystkie cechy, które ceniłem w niezobowiązującej VHS-owej rozrywce: nieco topornych bohaterów oraz pełno sucharów i one-linerów. Do tego świetnie połączono klimat westernu z filmami kopanymi. Bardzo też zaimponowało mi to, że twórcy zdecydowali się na mocno skomplikowaną intrygę, a nie jedynie na pozory zapętlenia. Tu niemal każdy prowadzi kilka, często sprzecznych ze sobą rozgrywek. I nad wszystkimi tymi intrygami twórcy zachowują kontrolę. Nie ma więc w tym wszystkim bałaganu. Jest za to wciągająca akcja i fajni bohaterowie. Co prawda wolałbym, gdyby serial był bardziej przerysowany i autoironiczny. Może doczekam się tego w drugim sezonie.
Lucyfer (sezon 4)
Ocena: 6
Jestem mile zaskoczony czwartym sezonem "Lucyfera". Pierwsze odcinki nie zapowiadały niczego dobrego. Wydawało mi się, że serial stracił swój niezobowiązujący klimat i będzie kontynuował swój upadek. Jednak z czasem twórcom udało się wypracować nową równowagę i kolejne odcinki zaczęły sprawiać mi większą frajdę. Zwłaszcza te, w których pozwalano sobie na humor (jak w odcinku z nudystami). Miło zaskoczyła mnie też postać Ewy. Okazała się być kimś zupełnie innym od tego, czego się po niej spodziewałem. I zamiast niszczyć całość od środka, nadała serialowi nowego rozpędu. Jednak to wciąż nie jest rzecz naprawdę fajna. Nie dziwię się więc, że Netflix nie zamierza "Lucyfera" ciągnąć w nieskończoność.
Riverdale (sezon 3)
Ocena: 4
Po dobrym drugim sezonie, byłem pełen pozytywnych odczuć co do trzeciej odsłony serialu. Niestety szybko okazało się, że na każdy fajny pomysł przypadają trzy, które niszczyły całość. Przede wszystkim nie spodobał mi się wątek G&G. Po pierwsze dlatego, że za bardzo "zajeżdżał" próbą podpięcia się pod sławę "Stranger Things". Po drugie dlatego, że odnosił się do przestarzałej i od dawna nieaktualnej postawy, która Dungeons & Dragons łączy z "satanistyczną paniką" lat 80. Dziś gra ta ma zupełnie inne konotacje. Wykorzystywana jest w terapii dzieci autystycznych. Ba, są nawet grupy przykościelne, które wykorzystują D&D, by pokazać, jak w praktyce wygląda postępowanie zgodnie z chrześcijańskimi wartościami.
Odniosłem też wrażenie, że twórcy nie mieli spójne wizji tego, co chcą powiedzieć o swoich bohaterach. Stąd też większość postaci potrafi w ciągu trzech odcinków zachowywać się skrajnie odmiennie. Nie mówiąc już oczywiście o tak zwanych relacjach uczuciowych, które tu sprowadzały się do jednego pytania: Czy w danym odcinku osoba X będzie z osobą Y?
Wydaje mi się, że na tym sezonie skończyła się moja przygoda z "Riverdale". Nie mam najmniejszej ochoty oglądać tego dalej.
Will i Grace (sezon 10)
Ocena: 6
Szczerze mówiąc, to wciąż nie widzę powodu, dla którego ten serial został wskrzeszony. Och, lubię bohaterów, więc chętnie obejrzałem nowy sezon ich przygód. Nie ma on jednak w sobie tej lekkości i humoru, którym przed laty serial podbił moje serce. Kilka odcinków było zabawnych. Reszta jest jedynie mocno średnia. Szczególnie doskwierał mi brak pełnych energii interakcji, w których przed laty brylowali Jack i Karen. Te postacie zrobiły się po prostu mdłe.
Grace i Frankie (sezon 5)
Ocena: 5
Całkiem przyjemny sezon, choć jednocześnie nie miał ani jednego odcinka, który jakoś szczególnie bym zapamiętał. To dość standardowa produkcja, którą można oglądać jednym okiem, kiedy trzeba też zająć się innymi rzeczami. Szybciej przy niej mija czas, ale nie wymaga skupienia pełnej uwagi.
Sprawa idealna (sezon 3)
Ocena: 6
Podoba mi się to, że twórcy serialu wciąż eksperymentują z samą jego ideą. Najbardziej w trzecim sezonie przypadło mi do gustu to, że historie poszczególnych odcinków zostały tak skonstruowane, by komentowały rzeczywistość amerykańską. Temat #metoo, odcinek o czerwonej teczce czy też o relacjach amerykańskich korporacji z Chinami zostały pokazane w ciekawy, nietuzinkowy sposób. Jednak wątek z radykalną grupą oporu wobec Trumpa został niepotrzebnie przejaskrawiony, co naprawdę mi się nie spodobało. Mam też wrażenie, że za eksperymentami nie zawsze kryje się jakaś szersza perspektywa. Na przykład wtręty animowano-muzyczne, pod koniec sezonu zdają się być dodane na siłę i brakuje im znaczeniowej wagi, którą miały niektóre z wcześniejszych sekwencji. Twórcy nie do końca radzą sobie też z humorem. Jest kilka odcinków (np. w ostatnim, gdy obie strony sporu sądowego manipulują nowym sędzią), gdzie jest i zabawnie, i pomysłowo, i przekornie. Ale też są i takie, gdzie humor traktowany jest po macoszemu albo wciskany jest na siłę.
Star Trek: Discovery (sezon 2)
Ocena: 7
Choć po pierwszych odcinkach miałem wątpliwości co do tego serialu, to jednak muszę powiedzieć, że ogólnie jestem pozytywnie zaskoczony. To była naprawdę ciekawa, przemyślana historia, która wciągnęła mnie. Jednak serial wciąż ma sporo rzeczy do poprawienia. Przede wszystkim na polu traktowania postaci drugoplanowych. Większość z nich nie ma własnego głosu, co było boleśnie odczuwalne szczególnie w drugiej połowie sezonu, kiedy nagle odgrywać zaczęły rolę ich osobiste historie. Trudno było się nimi przejmować, skoro postacie te do tej pory przemykały gdzieś na obrzeżach serialu. Ale nawet bohaterowie tacy jak Stamets, Tilly, Tyler mieli mocno ograniczone wątki. Kiedy przypomnę sobie na przykład "Babylon 5", to jednak tam twórcy potrafili lepiej żonglować kilkoma równie istotnymi historiami. Tu liczyła się tylko Michael (i przez związek z nią Spock). Jedynym, którego osobista historia w jakiejś mierze nie została przysłonięta przez Michael, był Saru. Ale on też w drugiej połowie sezonu wycofał się na dalszy plan. Mam nadzieję, że w trzeciej odsłonie przygód załogi Discovery, akcenty zostaną lepiej rozłożone właśnie pomiędzy różnych członków załogi.
Leaving Neverland
Ocena: 7
Choć za sprawą tego dokumentu świat znów ekscytuje się pytaniem o to, czy Michael Jackson był pedofilem, to mnie akurat ten aspekt najmniej się w nim podobał. Choć ognista dyskusja wokół niego może sugerować coś innego, to jednak prawda jest taka, że "Leaving Neverland" nie mówi nic nowego. To nie jest dokument tego kalibru co "Whitney", w którym naprawdę postawione zostały nowe, szokujące zarzuty.
Ale z mojego punktu widzenia, to bardzo dobrze. Bohaterowie "Leaving Neverland" może i kłamią przed kamerą. Może Michael Jackson był emocjonalnym niedorozwojem, psychicznym dzieckiem, który po prostu otaczał się swoimi rówieśnikami? Siłą dokumentu jest coś zupełnie innego - całkowita prawda w prezentowaniu sytuacji bycia skrzywdzonym przez osobę z autorytetem, idola, jednostkę powszechnie wielbioną. Zamiast Michaela Jacksona można byłoby wstawić dowolną postać cieszącą się szacunkiem (choćby księdza Jankowskiego), a dokument nie straciłby nic na wiarygodności.
Dan Reed posiłkując się najprostszymi środkami, a przede wszystkim pozwalając bohaterom mówić, pokazuje w jaki sposób następuje omotanie, uwikłanie nie tylko ofiar ale i ich rodzin w sytuację, która tak powoli zmienia się w nienaturalną i niepokojącą, że osoby będące wplątane nie widzą nic złego. Bezbłędnie uchwycony został mechanizm połączenia uwielbienia, miłości i naiwności z przemocą seksualną. Węzeł jest tak potężny, że nawet dekady później ofiary racjonalnie mogą być świadome swojej krzywdy, mogą przejawiać różne stany lękowe i objawy zaburzeń psychicznych, a jednocześnie wciąż odczuwać miłość i lojalność dla sprawcy.
Absolutnie fantastycznym pomysłem było zamknięcie historii w aż czterech godzinach. Dzięki temu wszystkie mechanizmy można było pokazać z niezwykłą precyzyjnością i sugestywnością, a co za tym idzie osobom, które na własnej skórze nigdy przemocy seksualnej ze strony kogoś bliskiego i szanowanego nie doświadczyły, łatwiej jest zrozumieć rzeczy, które "na zdrowy rozum" są nie do ogarnięcia. W półtoragodzinnym czy nawet dwugodzinnym dokumencie byłoby o to niezwykle trudno.
Jednak ogólnie "Leaving Neverland" jest trochę za długi. Szczególnie część druga ma sporo elementów, które można było pominąć. Dotyczy to przede wszystkim wątku ojca jednej z ofiar. Ta historia byłaby ciekawa, gdyby reżyser pokusił się o zbudowanie ciekawszego porównania ojca i syna oraz ich zaburzeń psychicznych. Ponieważ jednak na tak jawną ingerencję w materię filmu Reed nie chciał się zdecydować, wątek ten jest po prostu pozbawiony sensu i na długi czas zatrzymuje w miejscu całą narrację.
Pojawiają się też w dokumencie myśli i wątki, które nie do końca pasują do przyjętej przez reżysera wizji, dlatego na dłuższą metę ten je ignoruje. Mnie jednak rzuciły się w oczy i chciałbym, żeby były pociągnięte przez niego. Chodzi mi tu chociażby o próbę naświetlenia mechanizmu, który sprawia, że niektóre osoby szybko decydują się nagłośnić to, że były ofiarami, a inne milczą latami. I związany z tym problem współwiny za kolejne molestowania, do których dochodzi, ponieważ ktoś milczał lub aktywnie kłamał. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że to musiałoby doprowadzić do rozszerzenia dokumentu o kolejne kilka godzin. Pozostaje mi więc nadzieja, że trafi się ktoś, kto będzie w stanie zrealizować dokument o pominiętych w "Leaving Neverland" aspektach pedofilii.
Chilling Adventures of Sabrina (sezon 1)
Ocena: 5
Niestety rozczarował mnie ten serial. Choć w sumie nie wiem dlaczego. W końcu jest to odprysk "Riverdale", którego poziom (przynajmniej jeśli chodzi o obecny trzeci sezon) też pozostawia wiele do życzenia. Nie przypadła mi do gustu główna bohaterka, która z jednej strony staje przed poważnymi dylematami, a z drugiej jest pokazywana w bardzo spłycony sposób. Nie podobała mi się deklaratywna odmienność postaci drugiego planu. Dotyczy to przede wszystkim (ale nie tylko) postaci lgbtq, którym przyklejono etykietkę i nic ponadto. Być może kiedyś ich wątki zostaną rozwinięte, ale póki co mocno mnie to drażniło. Osobiście wolałbym, gdyby twórcy postąpili odwrotnie, to znaczy rozwijali postaci organicznie, stopniowo. To, że w ogóle obejrzałem pierwszy sezon, jest wyłącznie zasługą Michelle Gomez i granej przez nią Pani Wardell. Jak mało kto potrafiła połączyć całkowitą uniżoność wobec Pana Ciemności z wyrachowaniem, inteligencją i kobiecą siłą godną XXI wieku. Bardzo smakowita kreacja.
Outlander (sezon 4)
Ocena: 6
Zaczynam powoli odczuwać zmęczenie tym serialem. Choć początek był jeszcze całkiem udany. Obraz Południa i niewolnictwa, gdzie system został tak skonstruowany, żeby ci, których mierzi traktowanie czarnoskórych przybyszów, stali z góry na straconej pozycji, wydał mi się fascynujący. Jednak pozostałym wątkom czegoś brakowało. Bonnett nie jest tak zły, jak powinien. Historia Rogera i Brianny nie ma w sobie emocjonalnego pierwiastka porównywalnego do historii Jamiego i Claire. A Indianie zdają się być potraktowani trochę po macoszemu, jakby był to jedynie wstęp do tego, co wydarzy się w przyszłości. Wszystko jest tu poprawne, ale ta poprawność na dłuższą metę nie jest angażująca.
Pokój 104 (sezon 2)
Ocena: 6
Jak to zwykle bywa z serialami-antologiami, trochę trudno jest oceniać całość, bo odcinki naprawdę reprezentują różną jakość. W drugim sezonie najbardziej spodobały mi się te, które poruszały dziwaczne tematy, ale bez uciekania się do zjawisk paranormalnych. Odcinek z Shannonem czy ten o kolacji kanibali były naprawdę super. Te odcinki, które wkraczały za to na obszar fantastyki, wypadały dużo słabiej. Ogólnie też wydaje mi się, że drugi sezon jest bardziej homogeniczny, jeśli chodzi o tematykę. Sama idea, by akcja poszczególnych odcinków rozgrywała się w jednym miejscu, wcale nie nakazuje, by wszystkie opowieści krążyły wokół tych samych paranormalnych zjawisk.
A.B.C.
Ocena: 6
Oglądając "A.B.C." miałem nieodparte wrażenie, że twórcy popełnili błąd decydując się na miniserial. Wydaje mi się, że gdyby zrobili dwugodzinny film, rzecz wypadłaby dużo lepiej. Podobało mi się to, jakiego Poirota odgrywa Malkovich. Ten zmęczony, prześladowany przez demony przeszłości człowiek, jest naprawdę fascynującym protagonistą. Jednak konieczność wypełnienia trzech godzinnych odcinków sprawiła, że sama fabuła jest rozwleczona. A paralele między Poirotem a niektórymi z innych bohaterów (w tym Alexandra) po prostu rozmywają się stając się elementami bezwartościowymi. A szkoda. Bo "A.B.C." z powodzeniem mogło być nie tyle powiastką detektywistyczną, co raczej psychologicznym dramatem.
Wikingowie (sezon 5, część 2)
Ocena: 4
Szkoda, że dopiero teraz twórcy tego serialu dochodzą do wniosku, że czas go kończyć. Szkoda też, że powstaje szósty sezon. Nie widzę bowiem nadziei na to, by poziom "Wikingów" mógł się podnieść. Ostatnie dziesięć odcinków to była już dość przeciętna historyczna telenowela. Jeśli chodzi o wątki, to wyobrażam sobie, że podobnie może wyglądać "Korona królów". Tyle że "Wikingowie" mają większy budżet. Rozdrobnienie wątków, które było zmorą serialu już od początku czwartego sezonu, tu sięgnęło apogeum, bowiem żadna z postaci pierwszoplanowych nie była dla mnie na tyle interesująca, bym chciał jej poświęcić swoją uwagę. Owszem, kilka pomysłów było ciekawych (Islandia, Budda), ale koniec końców okazało się, że twórcy nie wiedzieli, co z nimi począć. Ta część piątego sezonu była dla mnie wielkim rozczarowaniem. I gdyby nie wiadomość, że szósty sezon będzie ostatni, to prawdopodobnie już teraz serial bym porzucił. A tak pewnie siłą rozpędu sięgnę po finał.
OCENA SERIALI OBEJRZANYCH W 2018 ROKU ---> TUTAJ
Ocena: 8
Miła niespodzianka na koniec roku. Czwarty sezon "Brooklyn 9-9" mocno mnie rozczarował, przez co długo odwlekałem sięgnięcie po sezon piąty. Ba, rozważałem nawet w ogóle zrezygnowanie z tego serialu. W końcu jest tyle tytułów, które powinienem obejrzeć, a których jeszcze nie tknąłem. Na szczęście odważyłem się i zupełnie tego nie żałuję. Co prawda pierwsze odcinki nie zwiastowały miłej niespodzianki. Kiedy jednak Jake wrócił na posterunek, serial odzyskał dawną energię. Większość odcinków okazała się bardzo zabawna. Dzięki nim przypomniałem sobie, za co kocham "Brooklyn 9-9". Teraz pozostaje mi wierzyć, że twórcom starczy weny i energii na więcej niż jeden tak śmieszny sezon.
Dolina krzemowa (sezon 6)
Ocena: 7
Kiedy zaczynał się szósty sezon "Doliny krzemowej", nic nie wskazywało na to, że będzie on lepszy od piątego. Wydawało mi się, że twórcy już na stałe utknęli na poziomie solidnej średniej. Mniej w tym wszystkim było humoru, a absurd, który serwowano, wydawał się bardzo bliski życiu i to bez nadmiernego przerysowania. Co oczywiście było na swój sposób ciekawe, jednak brakowało w tym dodanej wartości rozrywkowej. Na szczęście finał wynagrodził wszystkie wcześniejsze niedostatki. Było zabawnie, gorzko, refleksyjnie. "Dolina krzemowa" może pochwalić się jednym z lepszych serialowych zakończeń.
Brytania (sezon 2)
Ocena: 7
Po wielkiej niespodziance, jaką był pierwszy sezon, bardzo liczyłem na kontynuację. Niestety sezon drugi nie do końca spełnił moje oczekiwania. Nie jest on już tak totalnie szalony, co pierwsza część. Co prawda od czasu do czasu wciąż pojawiają się świetne pomysły (jak scena z braćmi nowej partnerki Phelana lub odloty oddziału legionistów), ale jest tego dużo mniej. Drugi sezon oferuje za to więcej ponurego cynizmu i obserwacji pokazujących ironię ludzkiego żywota. Poza jednym wyjątkiem mocno zacierają się granice między pozytywnymi a negatywnymi postaciami. W zasadzie wszyscy główni gracze są równie źli z perspektywy szarego człowieka, a największymi nieszczęśnikami są ci, którzy stali się faworytami Fatum, bo oznacza to bycie pionkami w cudzej grze i odgrywanie z góry przypisanych ról przy zachowaniu wiary, że jest się kowalem własnego losu (Phelan i jego próba odkupienia wcześniejszych błędów, a także dno Jeziora Łez). Mimo pewnego zawodu, "Brytania" pozostaje jednym z ciekawszych seriali, jakie w ostatnim czasie widziałem. I mam nadzieję, że twórcom dane będzie kontynuowanie opowieści.
Klub Cuervos prezentuje: Ballada o Hugo Sánchezie
Ocena: 7
W przeciwieństwie do filmu o Potro, ten spin-off "Klubu Cuervos" udał się. Po części dlatego, że Hugo jest wdzięcznym bohaterem z tą swoją społeczną niezdarnością i problemami z byciem asertywnym. W dużej mierze jednak za sukces odpowiadają inni bohaterowie. Wątek z piłkarzami-wegetarianami, trener i jego nowa rodzina, matka Hugona. Nie było w tym wszystkim zbyt wiele miejsca na nudę. Pomogło również to, że odcinki nie są zbyt długie, a cały sezon jest dość krótki. Nie ma więc wodolejstwa i cała historia robi wrażenie spójnej i konsekwentnie opowiedzianej. Ma w sobie więcej życia niż trzeci sezon głównego serialu.
Archer (sezon 5)
Ocena: 8
Bohaterowie stanęli w tym sezonie przed zupełnie nowymi wyzwaniami, ale nie wpłynęło to na jakość scenariusza i śmieszność żartów. Piąty sezon to wciąż sarkastyczny humor najwyższej próby i cała masa absurdalnych problemów, które muszą rozwiązać bohaterowie. Serial ten pozostaje również jednym z nielicznych, które jestem w stanie binge-watchować.
Star Trek: Short Treks (sezon 1)
Ocena: 6
Podoba mi się pomysł na króciutkie historyjki osadzone w świecie "Star Treka". Natomiast nie do końca spodobał mi się wybór fabuł stanowiących pierwszy sezon. Z czterech opowieści tylko jedna, której bohaterem jest Mudd, uznaję za świetną. Dwie zaś, ponieważ są krótkie, wyglądają raczej jak sceny usunięte z odcinków "Discovery", ponieważ są jedynie podprowadzenie po to, co się działo w głównym serialu. Liczę, że w drugim sezonie zostanie to naprawione.
Klub Cuervos (sezon 3)
Ocena: 6
Serial utrzymał przyzwoity poziom. Widać, że twórcy jeszcze nie są zmęczeni i wciąż mają pomysły, które napędzają całość. Szkoda tylko, że tym razem zabrakło jakichś efekciarskich postaci. Ojciec bohaterów, którego losy w końcu poznajemy, zdecydowanie się do nich nie zalicza. Inni mają od czasu do czasu przebłyski ekscentryczności, ale poza relacją Hugo Sancheza i Carmela niewiele z tego na dłuższą metę zostaje. Ten serial to tylko przyjemna zapchajdziura i nic więcej.
Legion (sezon 3)
Ocena: 5
Ależ ten serial upadł! Aż trudno uwierzyć, że jego pierwsze odcinki wzbudziły mój wielki zachwyt. W trzecim sezonie niby jest kilka fajnych pomysłów i narracyjnych rozwiązań, jednak oglądając go, miałem wrażenie, że twórcy nie panują nad materiałem. A raczej, że mają go za mało. Kiedy bowiem spojrzeć na cały sezon trzeci, to okaże się, że tak naprawdę niewiele się w nim wydarzyło. Fabularnie jest w nim materiału ledwie na dwugodzinny film. Wszystko zostało więc maksymalnie rozwleczone, co w kilku miejsca zaowocowało ciekawymi rozwiązaniami, ale też dało kilka odcinków niemal w całości nadających się do kosza. Trzeci sezon "Legiona" jest straszliwie rozchwiany i bardzo nierówny. Ogólnie pozostawia po sobie niesmak. Nie tego spodziewałem się po pierwszym sezonie.
Wojownik (sezon 1)
Ocena: 7
Największa serialowa grzeszna przyjemność tego roku. I najlepsza od czasu "Brytanii". "Wojownik" ma wszystkie cechy, które ceniłem w niezobowiązującej VHS-owej rozrywce: nieco topornych bohaterów oraz pełno sucharów i one-linerów. Do tego świetnie połączono klimat westernu z filmami kopanymi. Bardzo też zaimponowało mi to, że twórcy zdecydowali się na mocno skomplikowaną intrygę, a nie jedynie na pozory zapętlenia. Tu niemal każdy prowadzi kilka, często sprzecznych ze sobą rozgrywek. I nad wszystkimi tymi intrygami twórcy zachowują kontrolę. Nie ma więc w tym wszystkim bałaganu. Jest za to wciągająca akcja i fajni bohaterowie. Co prawda wolałbym, gdyby serial był bardziej przerysowany i autoironiczny. Może doczekam się tego w drugim sezonie.
Lucyfer (sezon 4)
Ocena: 6
Jestem mile zaskoczony czwartym sezonem "Lucyfera". Pierwsze odcinki nie zapowiadały niczego dobrego. Wydawało mi się, że serial stracił swój niezobowiązujący klimat i będzie kontynuował swój upadek. Jednak z czasem twórcom udało się wypracować nową równowagę i kolejne odcinki zaczęły sprawiać mi większą frajdę. Zwłaszcza te, w których pozwalano sobie na humor (jak w odcinku z nudystami). Miło zaskoczyła mnie też postać Ewy. Okazała się być kimś zupełnie innym od tego, czego się po niej spodziewałem. I zamiast niszczyć całość od środka, nadała serialowi nowego rozpędu. Jednak to wciąż nie jest rzecz naprawdę fajna. Nie dziwię się więc, że Netflix nie zamierza "Lucyfera" ciągnąć w nieskończoność.
Riverdale (sezon 3)
Ocena: 4
Po dobrym drugim sezonie, byłem pełen pozytywnych odczuć co do trzeciej odsłony serialu. Niestety szybko okazało się, że na każdy fajny pomysł przypadają trzy, które niszczyły całość. Przede wszystkim nie spodobał mi się wątek G&G. Po pierwsze dlatego, że za bardzo "zajeżdżał" próbą podpięcia się pod sławę "Stranger Things". Po drugie dlatego, że odnosił się do przestarzałej i od dawna nieaktualnej postawy, która Dungeons & Dragons łączy z "satanistyczną paniką" lat 80. Dziś gra ta ma zupełnie inne konotacje. Wykorzystywana jest w terapii dzieci autystycznych. Ba, są nawet grupy przykościelne, które wykorzystują D&D, by pokazać, jak w praktyce wygląda postępowanie zgodnie z chrześcijańskimi wartościami.
Odniosłem też wrażenie, że twórcy nie mieli spójne wizji tego, co chcą powiedzieć o swoich bohaterach. Stąd też większość postaci potrafi w ciągu trzech odcinków zachowywać się skrajnie odmiennie. Nie mówiąc już oczywiście o tak zwanych relacjach uczuciowych, które tu sprowadzały się do jednego pytania: Czy w danym odcinku osoba X będzie z osobą Y?
Wydaje mi się, że na tym sezonie skończyła się moja przygoda z "Riverdale". Nie mam najmniejszej ochoty oglądać tego dalej.
Will i Grace (sezon 10)
Ocena: 6
Szczerze mówiąc, to wciąż nie widzę powodu, dla którego ten serial został wskrzeszony. Och, lubię bohaterów, więc chętnie obejrzałem nowy sezon ich przygód. Nie ma on jednak w sobie tej lekkości i humoru, którym przed laty serial podbił moje serce. Kilka odcinków było zabawnych. Reszta jest jedynie mocno średnia. Szczególnie doskwierał mi brak pełnych energii interakcji, w których przed laty brylowali Jack i Karen. Te postacie zrobiły się po prostu mdłe.
Grace i Frankie (sezon 5)
Ocena: 5
Całkiem przyjemny sezon, choć jednocześnie nie miał ani jednego odcinka, który jakoś szczególnie bym zapamiętał. To dość standardowa produkcja, którą można oglądać jednym okiem, kiedy trzeba też zająć się innymi rzeczami. Szybciej przy niej mija czas, ale nie wymaga skupienia pełnej uwagi.
Sprawa idealna (sezon 3)
Ocena: 6
Podoba mi się to, że twórcy serialu wciąż eksperymentują z samą jego ideą. Najbardziej w trzecim sezonie przypadło mi do gustu to, że historie poszczególnych odcinków zostały tak skonstruowane, by komentowały rzeczywistość amerykańską. Temat #metoo, odcinek o czerwonej teczce czy też o relacjach amerykańskich korporacji z Chinami zostały pokazane w ciekawy, nietuzinkowy sposób. Jednak wątek z radykalną grupą oporu wobec Trumpa został niepotrzebnie przejaskrawiony, co naprawdę mi się nie spodobało. Mam też wrażenie, że za eksperymentami nie zawsze kryje się jakaś szersza perspektywa. Na przykład wtręty animowano-muzyczne, pod koniec sezonu zdają się być dodane na siłę i brakuje im znaczeniowej wagi, którą miały niektóre z wcześniejszych sekwencji. Twórcy nie do końca radzą sobie też z humorem. Jest kilka odcinków (np. w ostatnim, gdy obie strony sporu sądowego manipulują nowym sędzią), gdzie jest i zabawnie, i pomysłowo, i przekornie. Ale też są i takie, gdzie humor traktowany jest po macoszemu albo wciskany jest na siłę.
Star Trek: Discovery (sezon 2)
Ocena: 7
Choć po pierwszych odcinkach miałem wątpliwości co do tego serialu, to jednak muszę powiedzieć, że ogólnie jestem pozytywnie zaskoczony. To była naprawdę ciekawa, przemyślana historia, która wciągnęła mnie. Jednak serial wciąż ma sporo rzeczy do poprawienia. Przede wszystkim na polu traktowania postaci drugoplanowych. Większość z nich nie ma własnego głosu, co było boleśnie odczuwalne szczególnie w drugiej połowie sezonu, kiedy nagle odgrywać zaczęły rolę ich osobiste historie. Trudno było się nimi przejmować, skoro postacie te do tej pory przemykały gdzieś na obrzeżach serialu. Ale nawet bohaterowie tacy jak Stamets, Tilly, Tyler mieli mocno ograniczone wątki. Kiedy przypomnę sobie na przykład "Babylon 5", to jednak tam twórcy potrafili lepiej żonglować kilkoma równie istotnymi historiami. Tu liczyła się tylko Michael (i przez związek z nią Spock). Jedynym, którego osobista historia w jakiejś mierze nie została przysłonięta przez Michael, był Saru. Ale on też w drugiej połowie sezonu wycofał się na dalszy plan. Mam nadzieję, że w trzeciej odsłonie przygód załogi Discovery, akcenty zostaną lepiej rozłożone właśnie pomiędzy różnych członków załogi.
Leaving Neverland
Ocena: 7
Choć za sprawą tego dokumentu świat znów ekscytuje się pytaniem o to, czy Michael Jackson był pedofilem, to mnie akurat ten aspekt najmniej się w nim podobał. Choć ognista dyskusja wokół niego może sugerować coś innego, to jednak prawda jest taka, że "Leaving Neverland" nie mówi nic nowego. To nie jest dokument tego kalibru co "Whitney", w którym naprawdę postawione zostały nowe, szokujące zarzuty.
Ale z mojego punktu widzenia, to bardzo dobrze. Bohaterowie "Leaving Neverland" może i kłamią przed kamerą. Może Michael Jackson był emocjonalnym niedorozwojem, psychicznym dzieckiem, który po prostu otaczał się swoimi rówieśnikami? Siłą dokumentu jest coś zupełnie innego - całkowita prawda w prezentowaniu sytuacji bycia skrzywdzonym przez osobę z autorytetem, idola, jednostkę powszechnie wielbioną. Zamiast Michaela Jacksona można byłoby wstawić dowolną postać cieszącą się szacunkiem (choćby księdza Jankowskiego), a dokument nie straciłby nic na wiarygodności.
Dan Reed posiłkując się najprostszymi środkami, a przede wszystkim pozwalając bohaterom mówić, pokazuje w jaki sposób następuje omotanie, uwikłanie nie tylko ofiar ale i ich rodzin w sytuację, która tak powoli zmienia się w nienaturalną i niepokojącą, że osoby będące wplątane nie widzą nic złego. Bezbłędnie uchwycony został mechanizm połączenia uwielbienia, miłości i naiwności z przemocą seksualną. Węzeł jest tak potężny, że nawet dekady później ofiary racjonalnie mogą być świadome swojej krzywdy, mogą przejawiać różne stany lękowe i objawy zaburzeń psychicznych, a jednocześnie wciąż odczuwać miłość i lojalność dla sprawcy.
Absolutnie fantastycznym pomysłem było zamknięcie historii w aż czterech godzinach. Dzięki temu wszystkie mechanizmy można było pokazać z niezwykłą precyzyjnością i sugestywnością, a co za tym idzie osobom, które na własnej skórze nigdy przemocy seksualnej ze strony kogoś bliskiego i szanowanego nie doświadczyły, łatwiej jest zrozumieć rzeczy, które "na zdrowy rozum" są nie do ogarnięcia. W półtoragodzinnym czy nawet dwugodzinnym dokumencie byłoby o to niezwykle trudno.
Jednak ogólnie "Leaving Neverland" jest trochę za długi. Szczególnie część druga ma sporo elementów, które można było pominąć. Dotyczy to przede wszystkim wątku ojca jednej z ofiar. Ta historia byłaby ciekawa, gdyby reżyser pokusił się o zbudowanie ciekawszego porównania ojca i syna oraz ich zaburzeń psychicznych. Ponieważ jednak na tak jawną ingerencję w materię filmu Reed nie chciał się zdecydować, wątek ten jest po prostu pozbawiony sensu i na długi czas zatrzymuje w miejscu całą narrację.
Pojawiają się też w dokumencie myśli i wątki, które nie do końca pasują do przyjętej przez reżysera wizji, dlatego na dłuższą metę ten je ignoruje. Mnie jednak rzuciły się w oczy i chciałbym, żeby były pociągnięte przez niego. Chodzi mi tu chociażby o próbę naświetlenia mechanizmu, który sprawia, że niektóre osoby szybko decydują się nagłośnić to, że były ofiarami, a inne milczą latami. I związany z tym problem współwiny za kolejne molestowania, do których dochodzi, ponieważ ktoś milczał lub aktywnie kłamał. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że to musiałoby doprowadzić do rozszerzenia dokumentu o kolejne kilka godzin. Pozostaje mi więc nadzieja, że trafi się ktoś, kto będzie w stanie zrealizować dokument o pominiętych w "Leaving Neverland" aspektach pedofilii.
Chilling Adventures of Sabrina (sezon 1)
Ocena: 5
Niestety rozczarował mnie ten serial. Choć w sumie nie wiem dlaczego. W końcu jest to odprysk "Riverdale", którego poziom (przynajmniej jeśli chodzi o obecny trzeci sezon) też pozostawia wiele do życzenia. Nie przypadła mi do gustu główna bohaterka, która z jednej strony staje przed poważnymi dylematami, a z drugiej jest pokazywana w bardzo spłycony sposób. Nie podobała mi się deklaratywna odmienność postaci drugiego planu. Dotyczy to przede wszystkim (ale nie tylko) postaci lgbtq, którym przyklejono etykietkę i nic ponadto. Być może kiedyś ich wątki zostaną rozwinięte, ale póki co mocno mnie to drażniło. Osobiście wolałbym, gdyby twórcy postąpili odwrotnie, to znaczy rozwijali postaci organicznie, stopniowo. To, że w ogóle obejrzałem pierwszy sezon, jest wyłącznie zasługą Michelle Gomez i granej przez nią Pani Wardell. Jak mało kto potrafiła połączyć całkowitą uniżoność wobec Pana Ciemności z wyrachowaniem, inteligencją i kobiecą siłą godną XXI wieku. Bardzo smakowita kreacja.
Outlander (sezon 4)
Ocena: 6
Zaczynam powoli odczuwać zmęczenie tym serialem. Choć początek był jeszcze całkiem udany. Obraz Południa i niewolnictwa, gdzie system został tak skonstruowany, żeby ci, których mierzi traktowanie czarnoskórych przybyszów, stali z góry na straconej pozycji, wydał mi się fascynujący. Jednak pozostałym wątkom czegoś brakowało. Bonnett nie jest tak zły, jak powinien. Historia Rogera i Brianny nie ma w sobie emocjonalnego pierwiastka porównywalnego do historii Jamiego i Claire. A Indianie zdają się być potraktowani trochę po macoszemu, jakby był to jedynie wstęp do tego, co wydarzy się w przyszłości. Wszystko jest tu poprawne, ale ta poprawność na dłuższą metę nie jest angażująca.
Pokój 104 (sezon 2)
Ocena: 6
Jak to zwykle bywa z serialami-antologiami, trochę trudno jest oceniać całość, bo odcinki naprawdę reprezentują różną jakość. W drugim sezonie najbardziej spodobały mi się te, które poruszały dziwaczne tematy, ale bez uciekania się do zjawisk paranormalnych. Odcinek z Shannonem czy ten o kolacji kanibali były naprawdę super. Te odcinki, które wkraczały za to na obszar fantastyki, wypadały dużo słabiej. Ogólnie też wydaje mi się, że drugi sezon jest bardziej homogeniczny, jeśli chodzi o tematykę. Sama idea, by akcja poszczególnych odcinków rozgrywała się w jednym miejscu, wcale nie nakazuje, by wszystkie opowieści krążyły wokół tych samych paranormalnych zjawisk.
A.B.C.
Ocena: 6
Oglądając "A.B.C." miałem nieodparte wrażenie, że twórcy popełnili błąd decydując się na miniserial. Wydaje mi się, że gdyby zrobili dwugodzinny film, rzecz wypadłaby dużo lepiej. Podobało mi się to, jakiego Poirota odgrywa Malkovich. Ten zmęczony, prześladowany przez demony przeszłości człowiek, jest naprawdę fascynującym protagonistą. Jednak konieczność wypełnienia trzech godzinnych odcinków sprawiła, że sama fabuła jest rozwleczona. A paralele między Poirotem a niektórymi z innych bohaterów (w tym Alexandra) po prostu rozmywają się stając się elementami bezwartościowymi. A szkoda. Bo "A.B.C." z powodzeniem mogło być nie tyle powiastką detektywistyczną, co raczej psychologicznym dramatem.
Wikingowie (sezon 5, część 2)
Ocena: 4
Szkoda, że dopiero teraz twórcy tego serialu dochodzą do wniosku, że czas go kończyć. Szkoda też, że powstaje szósty sezon. Nie widzę bowiem nadziei na to, by poziom "Wikingów" mógł się podnieść. Ostatnie dziesięć odcinków to była już dość przeciętna historyczna telenowela. Jeśli chodzi o wątki, to wyobrażam sobie, że podobnie może wyglądać "Korona królów". Tyle że "Wikingowie" mają większy budżet. Rozdrobnienie wątków, które było zmorą serialu już od początku czwartego sezonu, tu sięgnęło apogeum, bowiem żadna z postaci pierwszoplanowych nie była dla mnie na tyle interesująca, bym chciał jej poświęcić swoją uwagę. Owszem, kilka pomysłów było ciekawych (Islandia, Budda), ale koniec końców okazało się, że twórcy nie wiedzieli, co z nimi począć. Ta część piątego sezonu była dla mnie wielkim rozczarowaniem. I gdyby nie wiadomość, że szósty sezon będzie ostatni, to prawdopodobnie już teraz serial bym porzucił. A tak pewnie siłą rozpędu sięgnę po finał.
OCENA SERIALI OBEJRZANYCH W 2018 ROKU ---> TUTAJ
Komentarze
Prześlij komentarz