Nie dziwi mnie, że ten film cieszy się w Stanach tak wielką popularnością. Dzięki "przemiłym" policjantom z St. Louis "Straight Outta Compton" ogląda się bardziej jako film współczesny, niż historyczny, którego akcja osadzona jest ćwierć wieku temu. Dziwi mnie za to fakt, że powstał dopiero teraz. Ma przecież wszystko to, co widownia kinowa kocha: barwnych bohaterów, seks, przemoc, narkotyki, napięcia społeczne, biedę i bogactwo. Co więcej, twórcy sprawnie wykorzystali te elementy i stworzyli widowisko, które ogląda się z przyjemnością nawet, jeśli jest się świadomym tego, jak bardzo pobieżnie historia rapu została tu potraktowana. Chwilami odnosiłem wrażenie, że "Straight Outta Compton" skierowane jest właśnie do widzów, którzy doskonale orientują się w historii rapu lat 90. i dlatego niektóre kluczowe rzeczy są tu wspominane słowem, migawką, kilkoma ujęciami.