Ponoć nie kopie się leżącego, ale to właśnie zrobił "Uwiązanymi" Jason Reitman. Ludziom, którzy prowadzą smutne, pozbawione smaku i wyrazu egzystencje pokazał, że nie są wyjątkami, że nie mają za czym tęsknić, czego żałować, o czym marzyć, bo cały świat jest po prostu nieistotną małą, bladoniebieską kropką w przestrzeni obojętnego kosmosu. "Uwiązanymi" Reitman pokazuje, że nie ma nadziei na lepsze jutro, że wszyscy siedzimy w gównie po uszy, że ból, cierpienie, rozczarowanie definiują naszą egzystencję i że powinniśmy to zaakceptować, a może wtedy na chwilę dane nam będzie od tego wszystkiego odpocząć (co w swej naiwności nazwiemy szczęściem). Po obejrzeniu "Uwiązanych" rozsądnym rozwiązaniem byłoby podcięcie sobie żył lub połknięcie całego opakowania tabletek nasenny, ale film jest tak depresyjny, że nawet to wydaje się pozbawione sensu. Nic nie ma znaczenia, więc po co cokolwiek robić, niech sobie to życie po prostu płynie.