"Tam, gdzie trawa jest bardziej zielona" to jeden z tych filmów, o których nie bardzo wiem, co napisać. Nie dlatego, że jest pusty, ale dlatego, że jest tak dziwaczny. Na swoim podstawowym poziomie wydaje się być mocno przejaskrawioną satyrą na życie na przedmieściach lub też na opowieści o życiu na przedmieściach. Autorki wykorzystały tu sporo pomysłów znanych z innych seriali i filmów, jak choćby przyjaźnie między sąsiadkami podszyte fałszem i zazdrością, konsumpcjonizm, za którym kryje się egzystencjalna pustka, niespełnione ambicje, które przelewa się na swoje dzieci, sąsiedzkie romanse, rozwody, lokalne tragedie, ploteczki, intrygi.