Plein sud (2009)
Biedny Sébastien Lifshitz. Musiał w przeszłości przeżyć jakąś traumę i teraz w filmach próbuje ją przepracować. Tylko w ten sposób mogę sobie wytłumaczyć to, że wszystkie jego filmy mówią o tym samym. Ta trauma musi mieć coś wspólnego z chorą matką, nieobecnym ojcem i seksualną orientacją, bo też wokół tych tematów krążą jego obrazy. Mimo całkowitej wtórności lubię filmy Lifshitza. Może dlatego, że wie, jak filmować aktorów. W jego obrazach wszyscy są piękni, szczególnie wtedy gdy cierpią. Przez to trudno obok bohaterów przejść obojętnie. Te krwawiące dusze są jak magnes, nie można się od nich uwolnić. Tym razem za sprawą reżysera w pamięci wyryli mi się Yannick Renier i Léa Seydoux, a przecież oboje znam doskonale z innych produkcji. Ocena: 7