Dzięki marzeniom żyjemy, ale też za sprawą marzeń umieramy. Sny o lepszym życiu, o karierze, sławie, byciu kimś (innym) mają w sobie coś toksycznego. Szczególnie, kiedy część z nich się spełnia, ale ceną za to jest tajemnica, rezygnacja z innych marzeń, które może w danym momencie nie wydają się istotne, bez których sądzimy, że możemy szczęśliwie żyć, lecz z czasem okazuje się, że jedynie oszukiwaliśmy siebie. Uwikłani w system zależności tracimy z oczu samego siebie. Lądujemy w gorszej sytuacji niż Dorian Gray. On miał przynajmniej portret, który przypominał mu o tym, kim się stał. Jeśli jednak my byliśmy nikim, a teraz jesteśmy sławni, to nie ma niczego, co trzymałoby nas w ryzach. No chyba że jak bohater filmu Dolana znajdziemy linę ratunkową w osobie jeszcze nieskażonego pragmatyzmem i kompromisami dzieciaka, z którym niewinna korespondencja pozwoli nam zachować resztki własnego Ja. Ale ten dzieciak nie jest niezapisaną tablicą. Już został naznaczony życiowymi decyzjami, niekoniecz...