Życie jest iluzją. My sami jesteśmy patchworkiem sklejonym ze skrawków doświadczeń, niekoniecznie własnych. Największą iluzją jest jednak to, że mamy kontrolę nad kształtem iluzji, jaką jest życie, że zmiana jest możliwa, że szczęście jest tuż za rogiem, jeśli tylko bardzo się postaramy. Kiedy więc zostaniemy wyrwani ze snu, nawet jeśli był on koszmarem, pozostajemy z niczym. Skonfrontowani z kłamstwem, za które odpowiadają inni ludzi, z faktem, że jesteśmy tworem cudzych pomyłek, że kiedy wierzymy, iż podejmujemy samodzielne decyzje, w rzeczywistości podążamy dokładnie tą samą ścieżką, co nasi przodkowie, nie zostaje nam już nic. Możemy marzyć o tym, żeby się obudzić, ale przecież to jest nasze życie, od którego nie ma ucieczki. W takiej sytuacji pozostaje tylko jedno rozwiązanie: nieść pożogę i zniszczenie, zrównać z ziemią więzienie, w jakim tkwimy, zniszczyć to, co zniszczyło nas. I co z tego, że po drodze sami możemy zginąć? To nie ma znaczenia. Bo nic nie ma znaczenia. Całe życie...