Zirytował mnie ten film. Już sam punkt wyjścia wydał mi się słaby. "Gracze" to bowiem kolejna opowieść o tym, że kobiety uganiają się za nieosiągalnymi facetami i że nic nie jest większym afrodyzjakiem niż autodestrukcja. Elle, córka właściciela modnej restauracji, bowiem z miejsca zakochuje się w przystojnym ale mocno podejrzanym mężczyźnie. Nie zapaliła się jej czerwona lampka, kiedy gadał banialuki na temat swojego doświadczenia zawodowego. Jakimś cudem przeszła do porządku dziennego, że na jej oczach okradł kasę restauracji. Zamiast tego poleciała za nim i dała się wciągnąć w mroczny świat hazardu. Dla niej jest to jedynie sposób na bycie z nim. Dla niego jest to narkotyk, sposób na zagłuszenie licznych kompleksów, jakie w nim się zagnieździły. On będzie ją porzucał, oszukiwał, pojawiał się i znikał. Ona, nawet kiedy wmawiać sobie będzie, że z nim skończyła, zawsze do niego wróci.